Pierwszy raz zrobiłam tą nalewkę gdy przeprowadziłam się poza miasto i byłam w szale robienia nalewek ze wszystkiego. Ucieszył mnie wtedy fakt, że jest gotowa w zaledwie miesiąc (w porównaniu do innych nalewek, na których próbowanie czeka się czasem cały rok). Jako niecierpliwa dusza próbowałam ją łyżeczką co parę dni i już wtedy wiedziałam, że będzie to hit. Nalewka ma niesamowicie bogaty aromat, pachnie świętami:) i smakuje bajecznie. A gdy już przelejecie ją do butelek - owoce można zjeść:) Nic się nie zmarnuje.
Wtedy składniki dobierałam i dodawałam z iście aptekarską precyzją. Dziś, gdy robię ją kolejny raz wiem, że akurat w jej przypadku gramy nie mają znaczenia. Mimo iż podaję Wam wagę - nie musicie się jej trzymać. Składniki również możecie dowolnie modyfikować. Ja często rezygnuję z orzechów, a dodaję np. suszoną śliwkę lub wiśnię. Są przepisy w których pojawia się imbir, kardamon,goździki lub wanilia - ja nie dodaję żadnego z nich. Jeśli chcecie by smak był bardziej wyrazisty - zamieńcie proporcje rumu ze spirytusem. Spirytus możecie też zamienić na wódkę - nalewka będzie wtedy delikatniejsza. Eksperymentujcie, szalejcie, ten trunek świetnie to zniesie.
Naprawdę tej nalewki nie można popsuć - taka magia:)
NALEWKA BOŻONARODZENIOWA
SKŁADNIKI- 100 g rodzynek
- 100g suszonych moreli
- 100 g suszonych fig
- 100 g suszonych daktyli (bez pestek)
- 200 g suszonej żurawiny (najlepiej całej)
- 50 g migdałów lub dowolnych orzechów
- 2 pomarańcze
- 1 laska cynamonu
- 100 g cukru (najlepiej muskovado)
- 100 ml wody
- 500 ml spirytusu 95%
- 250 ml rumu
Pomarańcze należy sparzyć, wyszorować (kroimy je ze skórką więc to ważne) i pokroić w plastry. Suszonych owoców nie kroimy!
Cukier rozpuszczamy w wodzie, a gotowy syrop studzimy. Możecie zagotować wodę w czajniku i przelać do kubeczka, lub gotować w rondelku.
Do słoja wrzucamy na przemian plastry pomarańczy i bakalie. Dodajemy cynamon i zalewamy przestudzonym syropem cukrowym oraz alkoholem.
Słoik zamykamy, odstawiamy w ciemne miejsce i... czekamy. Czekamy ok 6 tygodni. Ale wierzcie mi - jest pyszna i znika ze słoika już po trzech :):) - tak słyszałam oczywiście hihi
Po upływie czasu, o ile coś Wam jeszcze w słoiku zostanie, filtrujemy płyn do butelki, a owoce wrzucamy do pojemnika. Szczelnie zamknięte w słoiku, w lodówce spokojnie mogą leżeć kilka tygodni. Będą idealne do świątecznego makowca czy kutii.
Już po paru dniach zobaczycie jak płyn zmienia kolor, a owoce "wypijają" alkohol. Są przepisy, które mówią, że trzeba go wtedy uzupełnić. Ja nie robię nic:)
Mojej nalewce rzadko kiedy uda się doczekać wiosny. Ale gdy tak się zdarzy, trunek odwdzięcza się po stokroć. Jest wtedy dużo bardziej intensywna, cięższa, ma ciemniejszy kolor i głębszy smak. To już zupełnie inny poziom zachwytu.
Nalewka przelana do butelek będzie fantastycznym prezentem nie tylko na święta. Wystarczy butelkę troszkę przyozdobić i podarunek gotowy.
To jak? Skusicie się?
Dajcie znać czy Wam smakowała.
Wygląda pysznie taka naleweczka, może się skuszę;)
OdpowiedzUsuńzobaczysz, że nie będziesz żałować
UsuńŻe też dopiero dzisiaj do Ciebie trafiłam :) Uwielbiam robić nalewki (zazwyczaj ,,na oko,, na wyczucie ale wg przepisu zdarzało mi się też robić np. pomarańczowo-kawową).
OdpowiedzUsuńTakiej jeszcze nie robiłam, obiecuję sobie, że spróbuję zrobić.
Oczywiście naleweczki potrzebują fajnej buteleczki :)
Widzę, że też lubisz butelkom dawać nowe życie.
Pozdrawiam :)