Strony - wersja testowa

środa, 23 lipca 2014

lawendowe kocham wszystko

Lawenda jest cudowna. Taki niepozorny kwiatuszek, tak niewymagający w uprawie, a ma wiele zastosowań i daje mnóstwo możliwości jej wykorzystania . Ja w lawendzie najbardziej kocham zapach i kolor, ale znawcy cenią ja za właściwości uśmierzające bezsenność, niepokój i stres. Niezależnie do czego wykorzystacie  - czas ścinać i suszyć lawendę!

Ścinanie lawendy do dla mnie chwile grozy. Ilość latających amatorów lawendowego pyłku jest niesamowita. Widok może i fascynujący, ale bzyczenie przerażające. Co prawda Pan K. powtarza mi, że bąki, pszczółki i inne boja się mnie bardziej, niż ja ich - ale podchodzę z rezerwą do tej tezy. Zaciskam więc zęby i uzbrojona w nożyczki ścinam lawendowe pole. A właściwie tylko połowę, żeby bzykaczom zostawić trochę lawendowego szczęścia.




Zanim zacznę tworzyć cuda z lawendy, robię bukieciki i suszę. Staram się, by pęczki były równe. Wyrównuję, obcinając łodyżki, ale ich nie wyrzucam. Też wiążę w pęczki i suszę. Używam ich jako pachnącej ekologicznej rozpałki do kominka. 
Czas, w którym lawenda się suszy, to moment, w którym wszystkie pomieszczenia przepełnia lawendowy aromat.
Odurzeni lawendowym zapachem mamy chwilę, by poszukać inspiracji jak ją wykorzystać.


Jeszcze chwilka i pokażę, w co przemieni się lawenda w tym roku.
W zeszłym roku postawiłam na klasyk - saszetki lawendowe
Bawełniane woreczki dodatkowo ozdobione zostały haftem. Tu czapki z głów i owacje na stojąco dla mojej kochanej mamy - mistrzyni haftu krzyżykowego. Bez niej saszetki nie prezentowałyby się tak fantastycznie.


Obdarowani saszetkami, do kompletu dostali też lawendową sól do kąpieli. Ta kupiona w sklepie kosztuje majątek i pachnie jakoś tak chemicznie ( jak kulki na mole), a można zrobić samemu za niewielkie pieniądze. W internecie jest mnóstwo przepisów. Zmodyfikowałam je i dostosowałam do tego co miałam w domu.
Lawendowa sól do kąpieli
Potrzebne są:
- sól gruboziarnista - 250g ( koniecznie morska !!!). Ja swoją kupiłam w markecie.
- lawendowy olejek eteryczny  (do stosowania na skórę można używać tylko olejki eteryczne, zapachowe mogą uczulać)
- barwnik ( powinien być kosmetyczny, ale ja takiego nie miałam, użyłam więc spożywczego. Skoro można go jeść, nie może być szkodliwy)
- oliwka (tak naprawdę powinien być olejek roślinny np. z awokado czy olej canola, ale znów czegoś takiego nie miałam :(  W jednym przepisie Martha Steward użyła zwykłej oliwki. Ja akurat miałam oliwkę Johnsona o zapachu lawendowym (jak traf to traf)
- suszona lawenda


Do pojemniczka wsypujemy sól, dodajemy łyżeczkę oliwki i mieszamy. Olejku eterycznego możemy dodać w miarę uznania. W przepisach najczęściej pojawiała się łyżeczka - ja dodałam pół. Jeśli chcemy by sól miała kolor dodajemy barwnik, jeśli zadowala nas biała sól - pomijamy ten krok. Ja swój barwnik rozpuściłam troszkę w wodzie i atomizerem psikałam na sól, aż uzyskałam zadowalający fioletowy kolorek. Na koniec garść rozdrobnionych kwiatów lawendy.  Przesypujemy całość na papier by wyschło. Najpewniej poczekać do następnego dnia. A potem zapełniamy słoiczki, albo od razu bierzemy lawendową kąpiel...




poniedziałek, 21 lipca 2014

sezon ogórkowy uważam za otwarty

Ogórek, ogórek, ogórek,
Zielony ma garniturek,
I czapkę i sandały,
Zielony, zielony jest cały. 

Podśpiewuję sobie Fasolkową piosenkę i zajadam się ogórkami. Uwielbiam wszystkie - świeże, małosolne, kiszone, konserwowe. Gdy nadchodzi sezon ogórkowy wpadam w ogórkowy szał. Swoich mam tylko parę krzaczków więc zjadam świeże, takie nieobrane.
Na przetwory mam to szczęście, że dobrzy ludzie, znając moje umiłowanie do ogórasów, dzielą się ze mną hurtowymi ilościami ogórków. Tak było w ten weekend. Zostałam obdarowana dwudziestoma kilogramami cudnych, ekologicznych ogóreczków, a do tego bukietem pachnącego kopru. Sąsiad podzielił się chrzanem, bo na taką ilość ogórków moje zasoby byłyby niewystarczające. Na szczęście soli i wody nie musiałam pożyczać.

Jeśli jeszcze nigdy samodzielnie nie robiliście kiszonych ogórków, zapewniam, że jest to banalnie proste.

potrzebne są:
- ogórki (najlepsze są z pewnego źródła, marketowe mogą być mocno nawożone  i podczas kiszenia mogą się popsuć)
- woda zwykła kranowa (chyba, że wasza jest bardzo złej jakości, to wtedy użyjcie źródlanej)

- sól najlepiej kamienna lub morska (ja daję 1 łyżkę soli na 1 litr wody)

- koper
- czosnek
- chrzan
- ja dodałam też liście selera i porzeczki - taki eksperyment
Ogórasy moczymy, koper i liście chrzanu myjemy, czosnek dzielimy na ząbki, korzeń chrzanu obieramy i kroimy na kawałki.
A potem dodatki (oprócz liści chrzanu) wkładamy do słoików, wiaderek, butelek (np. takich 5-cio litrowych po wodzie), kamionki,czy do czego tam macie. Jak najciaśniej układamy ogóreczki, na wierzch liść chrzanu i zalewamy całkowicie słoną wodą. Słoiki zakręcamy, wiaderka zamykamy, a pojemniki kamionkowe przykrywamy talerzykiem. Generalnie pilnujemy, żeby ogórki były pod wodą, inaczej będą się psuć. Odstawiamy i czekamy. O ile doczekamy :) bo u mnie już po dwóch godzinach degustatorzy sprawdzają, czy ogórasy gotowe.



Kłania się chomikowanie wiaderek, słoików, pudełek, pudełeczek. Radzę pojemniki stawiać na podstawkach lub ściereczkach, bo gdy ogórki zaczynają "pracować" płyn wycieka i robi się mały chlewik. A gdy już się uspokoją, pojemniki myję i przenoszę do spiżarni.



poniedziałek, 14 lipca 2014

ozdobny słoik ( na piasek, a nie ogórki)

Zakochałam się w pewnym słoju. Takim dużym, szklanym, z prześliczna ozdobną zakrętką. Tworze taki nadmorski kącik w ogrodzie (może pokażę później) i brakowało mi jakiegoś dekoracyjnego elementu.Cena jednak powaliła mnie z nóg. Tym bardziej, że przeznaczeniem słoika nie miały być ani ciasteczka, a tym bardziej ogórki. Miał to być słój z piaskiem. 
Zdjęcia troszkę chaotyczne, ale wyszedł z tego taki mały tutorial. Publikuje więc krok po kroku, jak powstał mój słoik z piaskiem :) 
Wujek google doradził i słoik udało się stworzyć z tego, co było pod ręką.

 A pod ręką był stary słoik po jakiś marynatach i drewniana gałka wymontowana ze starej szuflady. Z garażu Pana K. ukradłam wiertareczkę i lakier w sprayu.

W zakrętce trzeba było zrobić otwór, by przymocować gałeczkę.
 Przeszlifować lekko zakrętkę i gałkę, by lakier lepiej się trzymał.
Przytwierdzoną do zakrętki gałkę lakierujemy.
I proszę bardzo - słoik na piasek i muszelki gotowy.






piątek, 11 lipca 2014

ślubny exploding box

Dziś, drugi w moim życiu, exploding box, tym razem ślubny.
Tak to się jakoś porobiło, że najczęściej w prezencie dajemy pieniądze. W zwykłej kopercie to jakoś tak nieciekawie i nudno.Warto zatem zadbać o wyjątkową oprawę prezentowej waluty. A pieniądze ukryte w ślubnym pudełeczku (zwanym exploding box) zdecydowanie nabierają większej wartości.







wtorek, 8 lipca 2014

tutki, plecionki i cuda z gazet


Na papierową wiklinę trafiłam w okresie wielkanocnym. 
Potrzebowałam wtedy jakiegoś koszyczka, by zapakować ozdabiane przeze mnie jajka. Pomysł mnie zachwycił, a oczami wyobraźni widziałam nieskończone możliwości wykorzystania sterty starych gazet z garażu. Tym bardziej, że uwielbiam robić nowe ze starego.
Mnóstwo pomysłów można tez znaleźć u Plotałki (tutaj) , która plecie z gazet ogromniaste kufry i kosze na bieliznę. Zazdroszczę i kiedyś też takie sobie zrobię.

Dlatego, gdy okazało się, że podczas tegorocznych Gdynia Design Days, odbędą się warsztaty z wyplatania z gazet, byłam prze-szczęśliwa.
Warsztaty prowadziła Katarzyna Herman-Janiec, autorka projektu Tutki. Ich rurki, gotowy półprodukt do wyplatania, można np. kupić w Empiku i korzystając z  instrukcji zamieszczonych na ich stronie (tutaj) wyplatać koszyki, bransoletki czy pierścionki. Wielkie dzięki dla Kasi za cierpliwości, wyrozumiałość i milionowe tłumaczenie, którą rurkę, w którą stronę powinnam wyplatać :)



A oto produkt końcowy:






Pełne skupienie podczas pracy... 
Mimo, że dostałam instrukcję, łatwo nie było :)
(zdjęcie PPNT-Centrum Designu Gdynia) 
A całą galerię z tych i innych warsztatów można obejrzeć tutaj




wtorek, 1 lipca 2014

więcej wieszaków

Kolejne wieszaki zdobione metodą decoupage. Ta metoda daje nieograniczone możliwości. Ja jeszcze nie umiem w pełni wykorzystać dobrodziejstwa tej techniki, ale i tak nieźle się bawię przyozdabiając rożne przedmioty.
Wieszaki znalazłam na strychu i od razu wiedziałam, że należy im się drugie życie. Biało-niebieska kolorystyka, moja ulubiona, będzie pasować do szafy :)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...