Lawenda jest cudowna. Taki niepozorny kwiatuszek, tak niewymagający w uprawie, a ma wiele zastosowań i daje mnóstwo możliwości jej wykorzystania . Ja w lawendzie najbardziej kocham zapach i kolor, ale znawcy cenią ja za właściwości uśmierzające bezsenność, niepokój i stres. Niezależnie do czego wykorzystacie - czas ścinać i suszyć lawendę!
Ścinanie lawendy do dla mnie chwile grozy. Ilość latających amatorów lawendowego pyłku jest niesamowita. Widok może i fascynujący, ale bzyczenie przerażające. Co prawda Pan K. powtarza mi, że bąki, pszczółki i inne boja się mnie bardziej, niż ja ich - ale podchodzę z rezerwą do tej tezy. Zaciskam więc zęby i uzbrojona w nożyczki ścinam lawendowe pole. A właściwie tylko połowę, żeby bzykaczom zostawić trochę lawendowego szczęścia.
Zanim zacznę tworzyć cuda z lawendy, robię bukieciki i suszę. Staram się, by pęczki były równe. Wyrównuję, obcinając łodyżki, ale ich nie wyrzucam. Też wiążę w pęczki i suszę. Używam ich jako pachnącej ekologicznej rozpałki do kominka.
Czas, w którym lawenda się suszy, to moment, w którym wszystkie pomieszczenia przepełnia lawendowy aromat.
Odurzeni lawendowym zapachem mamy chwilę, by poszukać inspiracji jak ją wykorzystać.Jeszcze chwilka i pokażę, w co przemieni się lawenda w tym roku.
W zeszłym roku postawiłam na klasyk - saszetki lawendowe.
Bawełniane woreczki dodatkowo ozdobione zostały haftem. Tu czapki z głów i owacje na stojąco dla mojej kochanej mamy - mistrzyni haftu krzyżykowego. Bez niej saszetki nie prezentowałyby się tak fantastycznie.
Obdarowani saszetkami, do kompletu dostali też lawendową sól do kąpieli. Ta kupiona w sklepie kosztuje majątek i pachnie jakoś tak chemicznie ( jak kulki na mole), a można zrobić samemu za niewielkie pieniądze. W internecie jest mnóstwo przepisów. Zmodyfikowałam je i dostosowałam do tego co miałam w domu.
Lawendowa sól do kąpieli
Potrzebne są:
- sól gruboziarnista - 250g ( koniecznie morska !!!). Ja swoją kupiłam w markecie.
- lawendowy olejek eteryczny (do stosowania na skórę można używać tylko olejki eteryczne, zapachowe mogą uczulać)
- barwnik ( powinien być kosmetyczny, ale ja takiego nie miałam, użyłam więc spożywczego. Skoro można go jeść, nie może być szkodliwy)
- oliwka (tak naprawdę powinien być olejek roślinny np. z awokado czy olej canola, ale znów czegoś takiego nie miałam :( W jednym przepisie Martha Steward użyła zwykłej oliwki. Ja akurat miałam oliwkę Johnsona o zapachu lawendowym (jak traf to traf)
- suszona lawenda
Do pojemniczka wsypujemy sól, dodajemy łyżeczkę oliwki i mieszamy. Olejku eterycznego możemy dodać w miarę uznania. W przepisach najczęściej pojawiała się łyżeczka - ja dodałam pół. Jeśli chcemy by sól miała kolor dodajemy barwnik, jeśli zadowala nas biała sól - pomijamy ten krok. Ja swój barwnik rozpuściłam troszkę w wodzie i atomizerem psikałam na sól, aż uzyskałam zadowalający fioletowy kolorek. Na koniec garść rozdrobnionych kwiatów lawendy. Przesypujemy całość na papier by wyschło. Najpewniej poczekać do następnego dnia. A potem zapełniamy słoiczki, albo od razu bierzemy lawendową kąpiel...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz