W trójmieście sypnęło śniegiem. Wczoraj rano nic nie było, a dziś można lepić bałwana. A w taką pogodę to najlepiej pod kocykiem z książką i kubkiem gorącej herbatki.
I tym sprytnym sposobem nawiązujemy do sedna sprawy - herbaciarki :)
Okazało się, że żelazkowa metoda jest kapryśna. Albo ja po prostu tak
mam, bo nie bardzo się z żelazkiem lubimy. To znaczy ja go nie lubię.
Ale jakoś się udało dojść do porozumienia i serwetka została
przytwierdzona. Było za bardzo różowo, więc troszkę rogi pobrudziłam. A
pierwotny brązowy dół został potraktowany biała farbą i solidnie
przetarty.
A potem dodałam jeszcze zapięcie - wbijanie tych maleńkich gwoździków wielkim młotkiem okazało się wyzwaniem. I chyba mam też troszkę zeza bo nijak nie chciało wyjść równo:)
Liczę, że nikt nie zauważy:) A nawet gdyby, to do środka włożyłam trochę herbaty w ramach przekupstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz